Ciężkie jest życie freelancera. Siedzi po nocy, goni terminy, odpisuje na maile z kilku różnych 4 projektów i... pisze wstępniaki. Ta ostatnia aktywność jest akurat najprzyjemniejsza, jednak o trzeciej nad ranem ciężko powalić kogoś elokwentnym wywodem. A więc freelancer siedzi i stuka w klawisze. Klik, klak, klik, klak, dźwięk niesie się po cichym mieszkaniu – nawet sąsiedzi z piętra wyżej, których dzieci potrafią biegać przez pół nocy, wymiękli i śpią snem sprawiedliwym. Ale nie freelancer, o nie, ten przodownik pracy XXI wieku ma jeszcze kilka spraw do załatwienia. Musi przecież przeczytać instrukcję do Martwej Zimy, rozfoliować Baronię, rzucić okiem na nowości wydawnicze planszówkowego świata i jeszcze pomyśleć, na co przeznaczyć urodzinowy rabat w Rebelu. Dużo tego, a od rana maile, poprawki do poprawek w projektach unijnych i nadzieja na lepsze jutro. Na to, że w końcu siądzie się, rozłoży planszówki, pogra i cała ta harówka nabierze sensu...
Tak moi drodzy, freelancer to mistrz oszukiwania samego siebie. W jednym jest jednak sam ze sobą szczery – robienie Rebel Timesa sprawia mu przyjemność, bo robi to, co lubi. Nawet o trzeciej nad ranem, smażąc niedosmażonego wstępniaka.
Do zobaczenia za miesiąc!